czwartek, 14 lutego 2013

4.

Całkowicie nie mogłem pojąć tego, co się teraz działo. Stałem właśnie w moim ulubionym miejscu i przytulałem się z dziewczyną, której na dobrą sprawę nie znałem. Ale...Coś w mojej podświadomości mówiło mi...mówiło,że wszystko zacznie się układać,że w końcu będzie dobrze. To możliwe?
-Rose...
-Hm?
Dziewczyna wyrwała się ze swojego zamyślenia i spojrzała na mnie swoimi niemalże czarnymi tęczówkami. Od razu się uśmiechnąłem.
-Cieszę się,że Cię poznałem.
Dziewczyna również się uśmiechnęła.
(...)
Odkąd Rose wprowadziła się do domu Bieber'ów, minęło osiem miesięcy. Osiem cudownych miesięcy z ich życia. Każde z nich zdążyło się przyzwyczaić do lokatorki i wszyscy świetnie się dogadywali. Było idealnie aż do pewnego momentu.
-Jak to wyjechała?!
Krzyk blondyna było słychać nie tylko w całym domu, ale i na zewnątrz. Chłopak stanął wyprostowany i wziął kilka dość głębokich wdechów, licząc na to,że pomogą one mu się uspokoić. Niestety tak się nie stało.
-Proszę byś tak nie krzyczał.
Ton jego matki był ostry, ale zarazem było słychać,że głos jej się łamał. Widziała ból w oczach syna. Takiego widoku nie chce żadna matka.
-A co mam zrobić?! Pozwoliliście jej wyjechać z miasta!
Niewiele myśląc chłopak złapał kluczyki do auta, które leżały na komodzie w przedpokoju i wyszedł z domu, trzaskając przy tym drzwiami dość mocno.
-Szlag by to... -Syknął kiedy już znalazł się w aucie i starał się trafić kluczykiem do stacyjki,by odpalić samochód. -Wyjechała...Śmieszne.
Chłopak kontynuując swój monolog,  w końcu odpalił samochód i ruszył prosto w stronę lotniska. Liczył,że ONA tam będzie. JESZCZE będzie. Że złapie ją zanim zdąży przekroczyć 'granicę', której on już nie zdoła.
Zatrzymując samochód przed ogromnym lotniskiem, od razu zaczął biec.
-Niech ona tam będzie...
Szepnął sam do siebie, mając nadzieję,że jego słowa nie ulotnią się za szybko, jak gdyby nic nie znaczyły. Wbiegł na ogromną przestrzeń, zapełnioną setkami ludzi.  Wiedział,że tutaj zawsze jest dużo osób, ale żeby tyle? Akurat teraz, kiedy on pilnie musi znaleźć tę jedną osobę?
-Rose!
Krzyknął tak,że mógł przysiąc iż minimum trzydzieści osób popatrzyło na niego jak na chorego umysłowo- i machając pospiesznie ruszył w kierunku dziewczyny.
-Allan? Co Ty tu robisz?
Spytała zdziwiona, odwracając się. Dobrze znała ten głos, więc nie musiała widzieć,by rozpoznać osobę, do której on należał.
-Nie pozwolę Ci byś wyjechała stąd. Nie beze mnie.
-Co? Co Ty gadasz?
-Nie pozwolę Ci. Ja bez Ciebie tu nie zostanę,słyszysz? Nie zostanę.
Szepnął i nie myśląc wiele, ujął twarz dziewczyny w swoje dłonie i nachylając się, zaczął ją namiętnie całować. Tak, stanowczo tak chciał ją zatrzymać.
-Wariat z Ciebie.
Ciemnooka się zaśmiała i odwzajemniła pocałunek, nieco go pogłębiając.


_______________________
Nie miejcie mi nic za złe. Robię z Allan'a typowego romantyka, bo takich chłopaków sama lubię i...marzy mi się coś takiego. A skoro nie mogę mieć takiego naprawdę, czemu nie mogę go stworzyć w opowiadaniu?
Troszkę może przesłodziłam, nie wiem.  Ale tak musiało być. Taka moja wola i koniec. Jak się podoba? Myślicie,że Rose zostanie ? A może Allan poleci razem z nią? Jak sądzicie?
SPYTAJ MNIE TUTAJ

2 komentarze:

  1. Myślę , że Alan poleci z nią :) Super <3
    ~~ jbieberpolska

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też myślę że Allan poleci z nią : ) I opowiadanie jak zwykle super ! <333
    ~sstaysstrong

    OdpowiedzUsuń